Miejska Biblioteka Publiczna w Bychawie

cropped-literackie-spa-miejska-biblioteka-publiczna-w-bychawie-500.png

Godziny otwarcia
• pn. wt. czw. pt. 9-17
• środa 9-19
• sobota 8-15

Nancy Kleinbaum – Stowarzyszenie Umarłych Poetów

alt„Hit filmowy w wersji papierowej”  to recenzja napisana i zgłoszona do pierwszego etapu konkursu na recenzję „Pisać każdy może…” przez Annę Gierman z Gdańska

Miliony widzów przed telewizorami oszalały z zachwytu. Film pt. „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” zrobił furorę.  Doceniła go również Akademia Filmowa, przyznając mu Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny.   Takiego sukcesu nie można było zaprzepaścić. Stał się on znakomitą okazją do zarobku dla wielu osób próbujących iść z wiatrem, podążając za gustem oraz potrzebami publiki. Na podstawie  scenariusza powstała więc książka. Czy jednak było to udane przedsięwzięcie? 

Analizując powieść napisaną przez Nancy H. Kleinbaum, amerykańską dziennikarkę i pisarkę, trudno byłoby nie odnieść się do filmowego pierwowzoru. To właśnie dzięki niemu książka powstała i z tego faktu wynika też większość niedoskonałości, jakich czytając nie da się nie zauważyć. Historia, tak samo jak w filmie, skupia się wokół grupki nastoletnich uczniów elitarnej Akademii Weltona – zafascynowanego teatrem Neila, nieśmiałego Todda, zakochanego do bólu Knoxa, pewnego siebie Charliego i kilku innych chłopców. Postacie te wyszły jednak bezbarwnie. Autorka powieści nie skupiła się na nich, koncentrując się przede wszystkim na akcji. Bohaterowie wydają się przez to mniej realistyczni. Mało który z nich posiada cechy typowe dla chłopaków w tym wieku, którzy powinni przecież mieć choć odrobinę psotniczej natury. Tymczasem zostali pokazani wyjątkowo bez wyrazu. O ile można zrozumieć ich posłuszeństwo i skruchę w stosunku do rodziców czy nauczycieli, o tyle w towarzystwie kolegów spodziewa po nich bardziej spontanicznych i mniej sztywnych zachowań. W filmie z bohaterów dało się wyczytać kipiącą młodość i energię, w książce jednak szczegóły takie zostały pominięte, przez co postacie utraciły swoją „naturalność”. Głównym tematem powieści jest rozpoznanie granicy między bezwzględnym posłuszeństwem a wolnością, marzeniami i posiadaniem własnego zdania. Jak się okazuje, nie zawsze jest to sprawa oczywista. Działania Johna Keatinga, nowego nauczyciela angielskiego, który dąży do wpojenia swoim uczniom samodzielnego myślenia, odnoszą różne skutki, niekoniecznie pozytywne. Osobliwy charakter wykładowcy i jego niecodzienne sposoby nauczania wywołują u chłopców chęć do realizowania własnych, ukrytych marzeń i rozwijania prawdziwych zainteresowań, często niezgodnych z tym, co przygotowali dla nich rodzice. Wiąże się to z nieodzownym buntem. A takie usilne przeciwstawianie się woli dorosłych musiało nieść za sobą jakieś przykre następstwo. Ciężko powiedzieć,  po czyjej stronie jest racja i kto tak naprawdę winien jest nieszczęściom, jakie wynikają ze starcia dwóch światów – dorosłej odpowiedzialności i młodzieńczej naiwności. Książka stara się na te pytania odpowiedzieć.  Pomimo trudnego tematu, czyta się ją bardzo lekko. Została napisana  przystępnym językiem, w dodatku nie obfituje w zbyt wiele opisów. Przez to całą akcję chłonie się jednym tchem. W kilku momentach przydałyby się jednak jakieś retardacje, w szczególności charakterystyki postaci i opisy ich przeżyć wewnętrznych, bo zamiast być niezależnym, osobnym dziełem, powieść przypomina bardziej żywcem sprowadzony do prozy scenariusz. A pisana na podstawie filmu książka ma rację bytu tylko wtedy, kiedy wnosi coś nowego, nadaje przedstawionej historii nieco inny sens i w jakiś sposób ją rozwija. Powinna tworzyć samodzielnie istniejący twór, a nie ograniczać się tylko do ubrania w słowa tego, co mogliśmy zobaczyć na ekranie.  Kino i literatura to dwie zupełnie inne parafie, charakteryzujące się znacznie odmienną formą przekazu. Świat książek rządzi się swoimi zasadami. Niektóre rzeczy, dopuszczalne w filmie, są nie do zaakceptowania w książkach i na odwrót –  to, co w filmie jest tylko drobnym, nieważnym szczegółem, w książce może okazać się niezwykle istotne. Pisząc powyższą pozycję, autorka najwyraźniej zapomniała o tych różnicach. Dlatego w tym przypadku ekranowa wersja „Stowarzyszenia Umarłych Poetów” zdecydowanie przebija tę papierową.