Czy postać księdza Antoniego Kwiatkowskiego jest wciąż żywa? Konkurs rozstrzygnięty
[Na zdjęciu laureatki konkursu: Małgorzata Pruchnicka i Danuta Hanaj. Fot. Ewa Sprawka]
Zespół Szkół im. ks. Antoniego Kwiatkowskiego pielęgnując pamięć o swoim patronie zaprosił mieszkańców Bychawy i okolic oraz społeczność szkolną do udziału w literacko-plastycznym konkursie poświęconym osobie księdza kanonika Kwiatkowskiego. Zaproszenie do współpracy przy realizacji konkursu przyjęliśmy z radością bowiem nasza biblioteka gromadzi wszelkie informacje dotyczące osoby wybitnego bychawianina. W dziale „Regionalia” zbiorów bychawskiej biblioteki znaleźć można książki, artykuły prasowe, fotografie itp. I choć od czasu kapłańskiej i społecznej działalności księdza Antoniego w Bychawie dzieli nas współczesnych cały wiek to pamięć o tej wybitnej osobowości jest wciąż żywa w świadomości mieszkańców. Świadczy o tym chociażby udział w konkursie. Cieszymy się, że w tym ważnym przedsięwzięciu zainicjowanym przez polonistki z „Kwiatka”, panie: Martę Kloc-Kusy i Monikę Stojek, udział wzięli czytelnicy naszej biblioteki oraz uczennice Bychawskiej Szkoły Pisania zdobywając uznanie jurorów.
W konkursie literackim trzy pierwsze nagrody trafiły do Bychawskiej Szkoły Pisania:
I miejsce – Iwona Furmaga za pracę w formie listu do ks. Antoniego Kwiatkowskiego
II miejsce – Małgorzata Pruchnicka za opowiadanie „Społecznik w sutannie”
III miejsce Danuta Hanaj za wiersz „Kapłan Ludu”
Ponadto spośród Czytelników bychawskiej biblioteki swoje prace do konkursu nadesłali: pani Krystyna Aleksander z Krościenka oraz Wiktoria Gaj, uczennica Szkoły Podstawowej w Bychawie (praca plastyczna)
Gratulujemy!
A oto nagrodzone prace literackie:
Iwona Furmaga: List do ks. Antoniego Kwiatkowskiego
List do ks. Antoniego Kwiatkowskiego
By nie znikł
Płomień
Ludzkiej pamięci
Wydeptanych ścieżek
Nie pozmieniał los
Byś zrozumiał
Że nic się nie zdarzy
I wspomnień
O Tobie
Nie pogrzebie czas.
By to wszystko
Zostało na zawsze
Gdy iść będziesz
Przed siebie w pośpiechu
I pamiętaj
Że w każdym
Z tych wspomnień
Cząstkę siebie zostawisz
I będziesz.
Od kilku dni zastanawiam się, jak będzie wyglądał mój list do Ciebie, drogi ks. Antoni Kwiatkowski. Pochylam się nad pustą kartką, a lawirujące wciąż w głowie myśli nie chcą ułożyć się w żadną logiczną całość, którą chciałabym ubrać w ładne słowa i przelać sprawnie na papier.
Wciąż myślę, co mogę powiedzieć osobie, której tak naprawdę nie znam, której nie dane mi było nigdy spotkać, z którą nie zamieniłam nawet jednego słowa, nie spojrzałam jej w oczy, dając sobie szansę na wyrobienie własnego zdania na jej temat. Przekonać się, jakim byłeś człowiekiem, jak wielkie było Twoje serce i czy wszystko to, co o Tobie słyszałam, znalazłoby też odbicie w moich oczach.
Nie pochodzę z Bychawy, ale mieszkam tu od ponad czterech lat. Tu toczy się moje życie i życie mojej rodziny. Tu zawiązały się moje pierwsze znajomości, przyjaźnie, tu poznaję gorycz porażki i odczuwam radość z małych sukcesów. Na ulicy widzę znajome twarze ludzi, gdy wzajemnie obdarzamy się uśmiechem i wymieniamy kilka ciepłych słów. Urodziłam się prawie 60 lat po Twojej śmierci, już w zupełnie innej epoce. Dzieli nas niemal wszystko, ale to, co ja nadal poznaję i w czym staram się znaleźć swoje miejsce na ziemi, Ty znasz doskonale, bo jej obraz został trwale zapisany w Twoim sercu. Łączy nas Bychawa.
W skwerze miejskim stoi postument z Twoim popiersiem. Wyraz wdzięczności mieszkańców Bychawy, którzy tak wiele Ci zawdzięczają, którzy doceniają Twój trud, oddanie i poświęcenie. Nigdy dotąd nie miałam okazji zatrzymać się przy Tobie choć na chwilę, popatrzeć i tak po prostu z Tobą pobyć. Bo nigdy nie było na to czasu, bo może następnym razem. Kilka dni temu spotkałam się z Tobą po raz pierwszy. Twoja twarz, tak idealnie odtworzona ze starych fotografii, zrobiła na mnie wielkie wrażenie. I Twoje oczy. Łagodne spojrzenie, sięgające gdzieś daleko, ponad moją głową, zupełnie jakbyś z ciekawością obserwował główną ulicę Bychawy i przemieszczających się w pośpiechu ludzi, których życie tak bardzo różni się od tego, jakie sam miałeś . Czy masz świadomość, jak wielka jest Twoja zasługa? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że dałeś Bychawie nowy początek? Że stałeś się częścią jej historii? Że dzięki Tobie to właśnie taki jej obraz możesz widzieć każdego dnia?
Nigdy się nie spotkaliśmy, a mimo to już tak wiele o Tobie wiem. Znam Cię z kart książki Pani Marii Dębowczyk, licznych artykułów na Twój temat i wciąż żywych wspomnień o Tobie wśród mieszkańców Bychawy. Wspomnień, których żaden upływ czasu nie jest w stanie zatrzeć. Które ciągle krążą po Bychawie, nie dając o Tobie zapomnieć.
Do Bychawy przyjechałeś w 1900 roku, gdzie zostałeś proboszczem w tutejszej parafii. Zastałeś ją tak bardzo zaniedbaną, zarówno ekonomicznie, jak i kulturowo. Czy właśnie wtedy, widząc wszechobecny zastój gospodarczy, te nieutwardzone ulice, biedę i słomiane dachy dookoła, w Twojej głowie zapaliła się iskra, która stała się motorem napędowym Twoich działań? Czy w tamtej chwili miałeś już pierwszy zamysł Twoich przyszłych poczynań?
Wiem, że umiałeś zjednywać sobie ludzi różnych środowisk i pozycji społecznych. Na równi stawiałeś dziedzica z chłopem. Kochając każdego bez wyjątku, potrafiłeś otworzyć się na potrzeby innych. Może właśnie dzięki temu tak łatwo nawiązywałeś kontakty i pozyskiwałeś nowych zwolenników. Mieszkańcy Bychawy, początkowo tak bardzo nieufni wobec Twoich pomysłów, z czasem stawali się Twoimi sojusznikami. Co takiego miałeś w sobie, że potrafiłeś przekonać do siebie najgorszych sceptyków? W jaki sposób zyskałeś poparcie coraz to nowych współpracowników i parafian, gotowych pomóc w realizacji kolejnego Twojego zamierzenia? To właśnie z ich pomocą realizowałeś swoją wizję przeobrażenia Bychawy. To dzięki Tobie na jej terenie powstał szpital, pierwszy sklep i nastąpił rozwój spółdzielczości, a miasto zyskało nową, murowaną plebanię. Z czasem założyłeś też harcerstwo, powstał chór, orkiestra, ośrodek kultury i apteka. Z Twojej inicjatywy powstało Bychawskie Towarzystwo Oszczędnościowo-Kredytowe, a zaraz potem pierwszy bank, udzielający kredytów i pożyczek, z których mogli korzystać rolnicy nie tylko z Bychawy, ale także z sąsiednich gmin. Stowarzyszenie Oświatowe „Samopomoc”, na czele którego stałeś, w znacznym stopniu przyczyniło się do popularyzacji czytelnictwa wśród mieszkańców Bychawy, a tym samym powstał ambitny plan organizacji szkół, bibliotek i czytelni. W lokalnej gazecie „Nowa Jutrzenka” propagowałeś oświatę, historię i kulturę, podkreślając też swoją nie przynależność do żadnej partii politycznej, gdyż dla Ciebie najważniejsza była zawsze wspólnota.
Twoje działania niejednokrotnie wzbudzały zainteresowanie i podejrzliwość władz rosyjskich, nakazując nawet ścisłą obserwację Twoich poczynań. Jednak Ty, tak bardzo oddany parafii i mieszkańcom społecznik, nie ugiąłeś się pokornie pod jej naciskami. Stanowczo sprzeciwiałeś się władzy i byłeś krytycznie nastawiony wobec tego, co chciała na siłę narzucić. Skąd w Tobie tyle odwagi? Tyle determinacji, poświęcenia i wiary? Wszystkie Twoje niezwykłe plany wprowadzałeś w życie bez udziału dotacji państwowych, czy samorządowych, ale przy zbiorowym wysiłku wszystkich mieszkańców i współpracowników. Środki na wszystkie przedsięwzięcia pozyskiwane były również dzięki Twoim kwestom przed kościołem i podczas dni targowych. Pochodziły z tac, zbieranych podczas Mszy Św., z różnego rodzaju zbiórek, a także ofiar i wizyt po kolędzie.
Twoja przedwczesna śmierć zakończyła pewien etap w historii Bychawy. Bo przecież miałeś jeszcze tyle planów. Miasto miało zyskać cukrownię, zakład przetwórstwa owocowego, cegielnię i spółdzielczy młyn parowy, a dzięki wąskotorowej kolei połączenie z Lublinem, tak ważne dla rozwijającego się handlu. Nie zdążyłeś urzeczywistnić wszystkich swoich wizji, dzięki którym chciałeś podnieść standard życia mieszkańców.
Zostawiłeś po sobie piękną Bychawę. Miasto, gdzie rozwój gospodarczy, kulturowy i oświatowy widoczny był na każdym kroku, gdzie istniały najważniejsze instytucje życia społecznego, dzięki którym Bychawa rozwijała się, byś dzisiaj mógł to wszystko zobaczyć ze swojego miejsca w bychawskim parku. Mam nadzieję, że widok ten cieszy Twoje serce, a świadomość, że wszystkie Twoje starania nie poszły na marne, pozwala Ci spokojnie spać.
Minęło już tyle lat, odkąd Cię nie ma. Jednak w pamięci mieszkańców Bychawy masz nadal szczególne miejsce. Informacje i wspomnienia o Tobie, przekazywane z ust do ust sprawiają, że wciąż jesteś obecny w ich życiu. To właśnie od nich wiem, jakim byłeś człowiekiem. Niezwykle pracowity, a jednocześnie skromny. Patriota i niestrudzony społecznik o głębokiej wierze. Człowiek niezwykle tolerancyjny, który osiągnął tak wiele, nie oczekując niczego w zamian. Który łatwo nawiązywał kontakt z młodzieżą, ucząc ją wrażliwości i miłości do drugiego człowieka. Który nie dbał o siebie i swoje wygody, nade wszystko stawiając dobro innych. Do końca wierny Bychawie. Namacalnym dowodem Twojego poświęcenia i oddania, była połatana, i pocerowana sutanna, w której można Cię było spotkać każdego dnia. Niczym symbol skromności i nie przywiązywania uwagi do rzeczy materialnych. Wspominano również, jak prosiłeś dzieci, idące na katechezę, by po drodze zbierały kamienie, którymi potem wybrukowano dużą część Bychawy. Potrafiłeś więc wykorzystać każdą okazję. Twoim imieniem nazwano Liceum Ogólnokształcące w Bychawie, jedna z jej ulic również nosi Twoje imię. Po śmierci odznaczony Orderem Odrodzenia Polski. Ale to nie wszystko. Najważniejsze, że zostałeś z nami. Pochowany na cmentarzu w Bychawie, na nagrobku kilka szczerych słów o Tobie, które w pełni oddają całe Twoje jestestwo: „…szermierz oświaty, miłośnik ubóstwa, apostoł miłosierdzia, kapłan z wiary uczynny…”.
Wszyscy mamy wobec Ciebie moralny obowiązek pamięci. Obowiązek dobrowolny, z którego wywiązujemy się bez żadnego przymusu. Bo pamięć o Tobie jest częścią naszego życia. Tak oczywista i niezachwiana żadnym złym wspomnieniem. Nigdy się nie spotkamy. Nie zamienimy ze sobą choćby kilku słów. Doceniam jednak czas, gdy próbowałam dotrzeć do Ciebie różnymi drogami i poznać Cię na tyle, na ile mi pozwoliłeś. Że pokazałeś mi siebie i mogłam zapisać Twój obraz w mojej pamięci. Tam już pozostaniesz. Bo takich ludzi jak Ty, już po prostu nie ma…
Małgorzata Pruchnicka: Społecznik w sutannie
Był wrzesień, tysiąc dziewięćsetnego roku. Nadrzeczne łąki i pola spowite były jeszcze delikatną mgłą. Bliżej zabudowań słońce nieśmiało przeciskało się przez gęste korony drzew, z których co chwila spadały krople osadzonego tam nocą, rzęsistego deszczu.
Ksiądz Antoni na chwilę podniósł oczy ku górze, dziękując Stwórcy za łaskę tak potrzebnego ostatnio deszczu. Pomyślał, że ziemniaki i inne warzywa okopowe jeszcze trochę dzięki niemu podrosną, nim chłopi zbiorą się do wykopków.
Zapatrzony w niebo przydeptał kolejny już raz nieco wyciągniętą asymetrycznie sutannę. Podniszczonym butem wdepnął w kałużę. W bucie zrobiło się mokro. Niewzruszony szedł dalej niebrukowaną, zaniedbaną, piaszczystą uliczką.
Rozmyślając, proboszcz Kwiatkowski kolejny już dzień przechadzał się po Bychawie. Z jednej strony czuł ulgę, że nie posługuje już w trudnym wyznaniowo Hrubieszowie,
z drugiej zaś szukał podobieństw do pobliskiego Czerniejowa, skąd właśnie przeniesiono go do Bychawy. Na pierwszy rzut oka okolice bychawskiego rynku wydawały się księdzu Antoniemu całkiem przyzwoite. W kolejnych dniach pobytu dostrzegał jednak w miasteczku nadszarpnięte znakiem czasu strzechy domów, czasem już pochyłych, w których wielopokoleniowe rodziny mieszkały skromnie, często w rażącym nieładzie, przy braku higieny i zaniedbaniu, towarzystwie alkoholu. W okolicznych wsiach było jeszcze gorzej.
– Hmmmm… – za dużo w ich życiu, i kieliszków, i trunków – pomyślał.
Z czasem próbował z tym walczyć z różnym skutkiem. A i nie wszystkim parafianom się to podobało.
Dużo większym szacunkiem na początku bychawskiej drogi księdza Kwiatkowskiego, darzyli Go Żydzi stanowiący wówczas dwie trzecie mieszkańców.
– I ten fakt wykorzystam! – głośno do siebie powiedział ksiądz Kwiatkowski.
– W integracji mieszkańców tkwi tajemnica powodzenia odrodzenia społecznego, gospodarczego i kulturalnego Bychawy i okolic – kontynuował swoje rozważania.
Oczywiście miał rację. To tu odkrył w sobie umiejętność jednoczenia ludzi pochodzących
z różnych warstw społecznych, kręgów kulturowych czy wyznań religijnych.
Kiedy do głowy wpadały mu kolejne pomysły poprawiające komfort życia lokalnej społeczności, nieraz słyszał podczas przechadzek głosy wątpiących, czy zagorzałych przeciwników:
– Nie da się!
– To niewykonalne!
– Mówić łatwo, zrobić trudniej!
Z czasem jednak zwolenników pomysłów księdza Kwiatkowskiego przybywało, a On sam wyzwalał w sobie kolejne pokłady energii. Kamieniem węgielnym społecznej działalności księdza okazało się wybudowanie nowej parterowej plebanii.
– Nie tylko niedzielne kazania dają do myślenia moim parafianom – mawiał ksiądz. – Ważne są czyny! W porozumieniu z właścicielem ziemskim, Kowerskim Stefanem, spotkanie
w plebanii ogłaszam!
To właśnie ta plebania była pierwsza siedzibą Bychawskiego Towarzystwa Oszczędnościowo – Kredytowego, późniejszego banku spółdzielczego.
– Będzie i kółko rolnicze – rozpędzał się proboszcz.
Ludziom żyło się trochę lepiej. Dzięki kredytom mogli ruszyć z miejsca, kupić maszyny rolnicze, dofinansować domy, przede wszystkim strzechy zastąpić niepalną dachówką, wyrabianą na miejscu. Były i inne nieco odroczone korzyści, gdyż instytucja ta z czasem zaczęła wspierać finansowo inne obiekty świadczące pomoc mieszkańcom.
O bezpieczeństwo mieszkańców zaczęła dbać zainicjowana przez proboszcza ochotnicza straż pożarna wówczas zwana ogniową.
Za tymi powodzeniami poszły inne sukcesy księdza i okolicznych mieszańców. Założono Kapelę Ludową. Stowarzyszenie Spożywców „Jedność” było odpowiedzią na bierność
i narzekania bychawian na handel prowadzony wyłącznie przez Żydów. Był to pionierski strzał w dziesiątkę! Już po kilku latach był to piętrowy obiekt ze sklepem i biurami znany
i chwalony na Lubelszczyźnie.
Wielkim osiągnięciem było utworzenie „Samarytanina” czyli Bychawskiego Towarzystwa Ratowania Chorych, a następnie ukończenie budowy pierwszego w rejonie poza Lublinem szpitala. Następnie dobudowano piętro plebani.
– Ale nie samą pracą żyje człowiek – dumał ksiądz Kwiatkowski.
Kiedy stowarzyszenie „Jedność” wybudowało Dom Ludowy czyli ośrodek oświatowo – kulturalny w którym dla pół tysiąca osób prezentowano odczyty, amatorsko wystawiano sztuki, dawano koncerty ksiądz Antoni postawił kropkę nad i. Sprowadził kinematograf! Bychawianie mieli kino.
Natłok stale galopujących w głowie myśli powodował, że czasem proboszcz Kwiatkowski musiał się trochę wyciszyć. Udawał się wtedy do herbaciarni prowadzonej przez siostry zakonne znane jako „skrytki”(a będące wielce pomocne!), prosił o herbatę i dumał
z uśmiechem na twarzy obserwując ludzi. Upływ czasu widoczny nie tylko na podniszczonych wysłużonych sutannach, nie powodował jednak, że zmartwienia czy potrzeby też odchodziły w zapomnienie.
Nadeszła wiosna 1915 roku. Powoli ożywała przyroda. Mrowiska tętniły życiem, przybywało owadów i śpiewającego ptactwa.
– I bociany już na bychawskie łąki przyleciały! – cieszył się ksiądz Antoni.
Ziemia już inaczej pachniała, trawa się nieco zieleniła. Na jednych gałązkach widać było pierwsze pączki liści, na innych obecne były szare bazie, pospolicie zwane kotkami.
– Ciepło, prawda Mruczuś? – ksiądz Antoni jedną ręką pogłaskał leniwie wygrzewającego się w promieniach słońca leciwego kocura. W drugiej trzymał wiosenny bukiet bazi, z którym podążał do kościoła.
– Dziękuję, że już jest! Że funkcjonuje! – przyklęknął przed ołtarzem.
Tak przed Świętami Wielkiej Nocy cieszył się ksiądz Antoni z urządzonej właśnie łaźni publicznej, na którą wcześniej pozyskał środki finansowe. Ponadto dumą napawał ks. Kwiatkowskiego fakt, iż działalność rozpoczęła także roczna szkoła handlowa, dwie czytelnie i ochronka dla dzieci.
Kiedy inni pytali:
– Skąd ksiądz ma tyle sił i czasu na posługiwanie i Bogu, i ludziom?
Odpowiadał:
– Kapłan nie powinien tych podmiotów rozdzielać. Służyć Bogu to służyć każdemu z osobna i całemu społeczeństwu, środowisku, to kochać bliźniego i nie zostawiać go w potrzebie. Nie tylko czynem wpływam na ludzi, słowem także, nie tylko przez głoszone z ambony kazania czy rozmowy choćby przy konfesjonale, ale także przez słowo zapisane: wiele lat wydaję pismo „Nowa Jutrzenka”, broszury, książki podejmując w nich nie tylko tematy katolickie czy moralne, ale także społeczne, patriotyczne.
Równocześnie z działalnością redakcyjną powstają: Towarzystwo Popierania Handlu Polskiego, Towarzystwo Muzyczne, zostaje powołana organizacja harcerska, powstaje Związek Mieszczan Polskich, Koło Polskiej Macierzy Szkolnej i prowadzonej przez nią biblioteki, a także rozpoczyna się budowa 7- klasowej Szkoły Powszechnej.
Wszystko się udaje, bo Ksiądz Kwiatkowski nie próżnuje. Dzień zaczyna jeszcze w nocy, nie przykłada wagi do dostosowania obuwia i odzieży do temperatury i warunków pogodowych, zapomina o spożywaniu posiłków. Uczynny, bardzo skromny, pracowity, kochający bliźniego, oddany parafii. Doceniony tytułem kanonika honorowego w 1921 roku i krzyżem Polonia Restituta.
Być może przepracowanie i brak wypoczynku przyczyniło się do pogorszenia stanu zdrowia kanonika Kwiatkowskiego. Zmarł, po kilku dniach niedyspozycji związanej z nagłą chorobą serca, 8 lipca 1926 roku, nie dożywając otwarcia, będącej na ukończeniu szkoły powszechnej. Okazując wdzięczność ks. Kwiatkowskiemu, budynek ten doprowadzono do stanu użytkowania i po dziś dzień jest zadbany, rozbudowywany, modernizowany. Stale spełnia swoją rolę. Owa szkoła (tak jak i krótka bychawska uliczka prowadząca do kościoła) nosi imię ks. A. Kwiatkowskiego.
Na nagrobku ks. A. Kwiatkowskiego na starym cmentarzu w Bychawie widnieje napis: Szermierz oświaty, miłośnik ubóstwa, apostoł miłosierdzia, kapłan z wiary uczynny. Mi, choć po stu latach, dał się poznać i zapamiętać także jako społecznik w sutannie.
Danuta Hanaj: Kapłan Ludu
Wszystko jest po coś, powie mędrzec stary.
Wszystko ma swój cel i wyznaczone zamiary.
Dowód jest tego taki, że ksiądz Antoni Kwiatkowski
Przybył do naszego miasta aż z Warszawy.
Długa to była droga i kręta zarazem,
Bo kapłan ten miał być zecerem a wcześniej ślusarzem.
Jednak wziął śluby z kościołem a Seminarium
Duchowne w Lublinie stało się jego domem.
A potem Zamość, gdzie był niemile widziany,
Za swoje poglądy , o których jego publikacje głosiły.
Przeniesiony do Hrubieszowa, walczył z zaborcą odważnie,
Za co groziło mu zesłanie w daleką otchłań Rosji.
Cudem unikną kary, lecz trafił do Czerniejewa,
Gdzie ubóstwo dawało się we znaki nie pozwalało
Na działanie i kontakt nijaki.
Cóż począć, trzeba trwać i wierzyć w cud.
Nastał wiek dwudziesty, a z nim ksiądz Antoni
Zawitał w progi plebanii bychawskiej,
Tu zastał również biedę i ubóstwo.
Wyznaczył sobie misję i podjął działanie.
Chcieć to móc, to hasło bardzo odpowiednie.
Na Zjeździe Towarzystwa Rolniczego
Poznaje Stanisława Wojciechowskiego
I już jest lżej i można podnosić się z kolan.
I poszło, powstają tygodniki ,, Nowa Jutrzenka,,
Oraz ,, Orzeł Biały,, w wielkim przesłaniem.
Po kolei wznoszą się pomniki historii,
Które służą do dziś nam wszystkim wokoło.
Nowa plebania, budynek Banku Spółdzielczego,
Poprzedzony powstaniem Bychawskiego Towarzystwa
Oszczędnościowo-kredytowego.
Stowarzyszenie spożywców ,, Jedność,, a potem budynek.
Kwitnie kultura, kapela ludowa powstaje,
Kółko rolnicze, i ratowanie zdrowia biedoty,
Szpital pierwszy na wsi z działającym
Bychawskim Towarzystwem Ratowania
Chorych ,, Samarytanin,, nazwane.
Powstaje Dom Ludowy, łaźnia publiczna,
Szkoła handlowa i Stowarzyszenie Oświatowe ,,Samopomoc,,
Towarzystwo Muzyczne, organizacja harcerska,
Biblioteka, budowa szkoły powszechnej,
Gdzie do dziś działa LO ,,Kwiatkiem,, nazwane.
Ksiądz Antoni miał w planach kolej wąskotorową,
Niestety nikt po nim tego tematu nie podjął.
Pozostały wybrukowane drogi w miasteczku
I poza nim, które pamiętają nasze pokolenia.
Ciocia Marysia pamiętała długie wieczory
Spędzone na plebanii, gdzie ją zabierał tato
Ukochany, znany fotograf, tu do późnych nocy
Trwały ustalenia i debaty, co dalej, co jeszcze?
Tyle działań w tak trudnych czasach,
To niemożliwe stało się możliwe.
Bychawa przez długie lata
Czciła pamięć wielkiego rodaka.
To piękne święto BENE MERITUS nazwane,
Jednak z niewiadomych przyczyn zostało zaniechane.
Ksiądz Kwiatkowski działał sercem i za sercem naród szedł.
To był kapłan dla ludu, a nie jak często bywa lud jest dla kapłanów.
Informacja o konkursie: „Głos Ziemi Bychawskiej” 2022, nr 2(318), s. 16.